środa, 31 października 2007

Cabin Crew

Dostałem propozycję pracy, ale... z Irlandii. Jako Cabin Crew w Ryanair (cabin crew to ci co zamykają drzwi i sprzedają kawę rozpuszczalną w cenie niewielkiego domowego ekspresu oraz wykonują część artystyczną przed startem). 12 listopada 2007 mam rozmowę kwalifikacyjną w Rzymie, napisałem, że przyjadę, choć wciąż się jeszcze zastanawiam. Czy ktoś z was pracował dla Ryanair? Ktoś coś wie o tej pracy? Na ile realne są te stawki, którymi kuszą na stronie (25 koła euro na rok)?

Bardzo byłbym wdzięczny za jakieś informacje na ten temat.

Na wszelki wypadek nadal cisnę po stałej linii grafika/internet/fotografia.

piątek, 26 października 2007

Muzyka za darmo

Mozecie miec kazda muzyke za darmo w 4 prostych krokach:

1. Kupujecie plyte, ktora chcecie miec
2. Robicie kopie bezpieczenstwa - macie do tego prawo
3. Idziecie do sklepu muzycznego i zwracacie oryginalna plyte, jako produkt nie spelniajacy swojego zastosowania. Muzyka ma was bawic lub zachwycac, a ta akurat plyta was nie bawi i nie zachwyca. Kto wam udowodni, ze jest inaczej?
4. W domu zostaje wam kopia zapasowa, ktorej mozecie sobie posluchac przezwyciezajac obrzydzenie oczywiscie :-)


Komentarz: nalezy te metode stosowac masowo. Jesli sprzedawcy beda odmawiac zwrotu pieniedzy - jest to przyczynek zeby stwierdzic, ze muzyka jednak nie jest zwyklym produktem, skoro nikt nie bierze odpowiedzialnosci za jej jakosc - czyli pobieranie i udostepnianie jej za darmo nie jest takim samym przestepstwem, jak np kradziez i rozdawanie na ulicy np. ubran. Mozna na tej podstawie stworzyc jakis casus prawny.

Kazda odmowe mozna zaskarzac w sadzie konsumenckim - sprzedawca nie ma prawa odmowic zwrotu pieniedzy za WADLIWY towar, a muzyka, ktora cie nie bawi, jest towarem WADLIWYM! Nikt natomiast nie jest w stanie sadownie udowodnic tobie, ze ta muzyka jednak w skrytosci ducha sie tobie podoba.

Jesli zjawisko zwracania plyt stanie sie masowe, kretyni muzycy i kretyni wydawcy wreszcie sie zastanowia nad nowym i bardziej sprawiedliwym sposobem dystrybucji. Nikt normalny nie chce muzyki zupelnie za darmo, ale nikt normalny nie chce placic kosmicznych pieniedzy za plyty, na ktorych jest jeden prawdziwy utwor i dziesiec wypelniaczy.

POZDRAWIAM! PODAJCIE DALEJ!!!

wtorek, 23 października 2007

Przeziebienie

Przeziebilem sie. Wreszcie chwila dla siebie. Ostatnie dwa tygodnie w ciaglym biegu, brak czasu nawet na pisanie na N70.
Teraz jestem w poczekalni u lekarza, szesc osob przede mna, wyglada to na godzinke bezczynnosci.
Szkola odebrala mi czas na cokolwiek innego, dzieki czemu czuje sie troche lepiej, bo nie mam kiedy myslec. Mam nadzieje, ze to wszystko do czegos doprowadzi.

Sytuacja w kraju zaczela mnie mocno interesowac, czemu sam sie dziwie. Byloby dobrze, zeby te wybory nie skonczyly sie, jak wszystkie poprzednie, kompromitacja zwyciezcow.

środa, 17 października 2007

Bezruch

Jestem w gorach. Nic do roboty. Zoran kopie, Mladen asystuje, ja szukalem drobnych zajec do 14, teraz sie wyluzowalem i stoje z lopata. Zapomnialem sobie wgrac do Nokii czasowniki nieregularne do nauczenia, bylby jakis pozytek z tej bezczynnosci.
W gorach jesien, niektore drzewa juz calkiem lyse. Probuje wymyslic jakas historie na jednominutowke, ktora chcialbym nakrecic jeszcze w tym roku. Nic nie przychodzi do glowy. To znaczy mam pomysly na dluzsze rzeczy, pod 10 minut, ale wiem, ze w tym roku to nierealne zeby cos takiego zrobic. Koparka oglusza, nie mozna sie skupic.

sobota, 13 października 2007

Połowa weekendu za nami

I nie ma się czym chwalić. Wczoraj wieczorem, po powrocie z roboty i po dwóch godzinach szkoły, objąłem pełną opiekę nad Klarą, bo Francesca miała wychodne z koleżankami. Klara była grzeczna, spała, musiałem ją tylko przewinąć i nakarmić, raz o dziewiątej, raz o północy. Żeby nie zasnąć, puściłem sobie Szeregowca Ryana, w związku z tym zostałem na nogach do późna, aż zrobiła się pora na następne karmienie, choć Franci była już w domu.
Tak więc wstałem dziś późno i z trudem, zrobiłem ledwie co, jakieś poprawki w CV, wysłałem też formularz zgłoszeniowy na wybory, bo muszę się zarejestrować w konsulacie w Milano. Milano to po naszemu Mediolan, chyba jeszcze tylko w Polsce używa się nadal tej średniowiecznej nazwy, co wprowadza mnóstwo zamieszania.
Po pierwszym tygodniu chodzenia do szkoły jestem kompletnie wykończony. Mam nadzieję, że to się na coś przyda.

czwartek, 11 października 2007

Synergicznosc

Dzis jestem w bazie, czyszcze sprzet. Odkrywam nowe zastosowanie zasady synergicznosci - jesli postawic jedna niedokladnie umyta ciezarowke obok drugiej, to obie wygladaja na umyte znacznie dokladniej. Ale jak to sie dzieje, nie potrafilbym teraz wytlumaczyc.

środa, 10 października 2007

Wiele

moznaby powiedziec o mojej firmie, ale na pewno nie to, ze specjalizujemy sie w kladzeniu asfaltu.

Czekamy

Czekamy na asfalt. Podobno mamy sie wyrobic przed poludniem, ale ja znam zycie, a jeszcze lepiej znam te firme i nie sadze, by bylo az tak dobrze. Dzis szkola, musze byc w domu na piata zeby zdazyc.

wtorek, 9 października 2007

Autostrada

Wczoraj bylem w szkole. Bardzo sympatycznie, nawet jesli nie wyglada mi to na najbardziej zwariowana ekipe pod sloncem. Oczywiscie nie obylo sie bez typowego wloskiego balaganu, z 22 osob o rozpoczeciu kursu zawiadomiono tylko 8, wiec wciaz jest szansa, ze jeszcze ktos ciekawy sie trafi. Ale nawet jesli nie, to i tak bedzie fajnie.
Zaczalem wreszcie wysylac moje CV, znalazlem w gazetach kilka nienajgorszych ofert. Los sie musi odmienic.
Dzis pracowalismy w jakiejs dziurze pod Trieste, niezly kawal drogi, trzeba jechac autostrada. Robota przy asfalcie, wiec ciezka, ale zawsze jakas odmiana. Najprzyjemniejsze bylo to, ze pierwszy raz od kilku miesiecy jedlismy w normalnej wloskiej knajpie, a nie u naszego burdeltaty. Innymi slowy, znow jest nadzieja, ze bedzie chcialo sie zyc.

poniedziałek, 8 października 2007

Poniedzialek po powrocie

Zjazd z gor do bazy zajal mi 26 minut, ale musialem jechac ostroznie, bo droga pelna mokrych lisci, wiec przy zjezdzaniu w dol jakiekolwiek mocniejsze hamowanie odpada. Sama jazda przez sloneczny, jesienny las, bardzo przyjemna. Zobaczymy, jak bedzie przy gorszej pogodzie.

Poniedzialek po obiedzie

Jestesmy juz po obiedzie. Pisze dopiero teraz, bo do pracy jechalem motorem. Dzis zaczynam szkole, musze wrocic o czasie. Bede tak jezdzil trzy razy w tygodniu.
Rano na motorze jest zimno, zwlaszcza troche wyzej w gorach. Zwlaszcza gdy zamiast skory mam na sobie niebieski drelich Zeka.

Jest

niedziela, 7 października 2007

W muzeum

Niedziela była ciepła i słoneczna, wymarzony dzień na rodzinne wycieczki. Pojechaliśmy do Cividale i odwiedziliśmy muzeum archeologiczne. Niewielkie, ale ciekawe i z miłą obsługą. A Cividale, wiadomo, prześliczne.
To był pierwszy raz, kiedy Klara pozwoliła się nosić w nosidełku. Może wreszcie nie trzeba będzie jej dźwigać w samochodowym foteliku, zrobiła się teraz dość ciężka i przy większych odległościach można się nieźle zasapać.

sobota, 6 października 2007

Deszcz (ten z horyzontu)

Oto jest! Cały tydzień oczekiwany! Proszę bardzo! W sobotę, niech go szlag!

piątek, 5 października 2007

XXX

Kolesie od rur tradycyjnie juz dali wczoraj plame, przyjechali z niesprawnym generatorem. Godzinka zeszla na probie uruchomienia, potem kolejna zanim dowieziono nasz generator, potem byl obiad i przez to wszystko robote skonczylismy po 19. Po powrocie z takiej szychty uczciwy robotnik wyjmuje szesciopak piwa, zapuszcza na widele jakies xxx, jako substytuty kolacji i zycia rodzinnego, na ktore to rzeczy w ich pelnej wersji nie ma juz sily. Piwa w domu nie mialem, wyslalem zone do tesciow po jedno, po xxx nawet nie bylo dokad posylac, musial mi wystarczyc program o samolotach na History Channel. I wystarczyl, po pol godzinie sam bylem samolotem, a moze supermenem, w innej, lepszej rzeczywistosci. Robotnicze zycie.
Przed chwila zatrzymali nas nad gorskim potokiem uzbrojeni po zeby karabinierzy. Pol godziny sprawdzali przez radio moje prawko. W koncu pozwolili nam jechac. Jaki z tego moral? Zaden, absolutnie zaden.

czwartek, 4 października 2007

Deszcz na horyzoncie

Deszcz na horyzoncie. Jest szansa. Mam propozycje pracy na stacji benzynowej. Sam nie wiem. Moze mialbym wiecej czasu na szukanie normalnej roboty. Tymczasem snilo mi sie dzisiaj, ze zaczynalem gdzies prace pielegniarza. W tej chwili nie pogardzilbym robota listonosza - caly dzien smigasz po wsi na motorze, posada panstwowa, jak juz ja masz, to ci jej nikt nie zabierze. Ale nie, ja powinienem sie jednak sprezyc i znalezc te jedna wlasciwa. Polsrodki nigdzie nie prowadza. Mozliwe, ze wezme te benzyne, bo w czasie przerwy obiadowej moglbym rozsylac oferty.
Jestesmy juz w polowie drogi, pokrywa chmur coraz lzejsza, deszcz sie oddala. Moze i lepiej, dzis spawamy rury, tylko zdecydowana ulewa moglaby nas przegonic.

środa, 3 października 2007

Inemuri

I znow przetrwalem do piatej, dzieki wewnetrznej hibernacji, ktorej ostatnio stalem sie mistrzem. Codziennie staram sie przesunac ten moment dnia, kiedy w ogole zdaje sobie sprawe, ze jestem w pracy. Tak samo jak w japonskiej sztuce Inemuri, najwazniejsze, by w odpowiednim momencie sie obudzic.
Ech, w Lekkiej Kolejce Doklandzkiej to sie dopiero przysypialo... Albo w autobusie N50. Jechal ktos z was kiedy autobusem N50 z Trafalgar Square na Beckton o trzeciej w nocy? Na gornym pokladzie impreza, ludzie czestuja sie browarami, ja jakims cudem mam dwie torby kanapek z Preta, w tym trzy zestawy sushi, ludzie sie czestuja, co chwila ktos przysypia, ale wszyscy juz zdazyli powiedziec sobie gdzie kto wysiada, kto na Waterloo Circus, a kto na Westferry, wiec co chwila blyska czerwone swiatelko BUS STOPPING i wrzeszcza OY MAN, THAT'S YOUR STOP, MAN. I tamten zrywa sie z nieprzytomnym wzrokiem, porywa ogromny plecak, jaki wszyscy przysypiajacy w nocnych autobusach zawsze przy sobie maja i z wielkim hukiem zbiega po schodach, moze nawet lamiac kark na dole, nie wiem, nigdy nie chcialo mi sie sprawdzac.

Jedenasta

Jedenasta. Pelne zaskoczenie.

Nowe rekawice

Zapach brezentu, zwinietego na zime w garazu.

poniedziałek, 1 października 2007

Zgadzam sie

Juz dziesiata. I slusznie, ze dziesiata.

Pozytywny poniedzialkowy poranek

Pozytywny poranek, a przeciez moglby taki nie byc. Wstalem o 6 i zrobilem 150 brzuszkow w 3 seriach po 50 (jak zaczynalem, to seria 20 mnie zabijala).
Portfolio zaczyna jakos wygladac, moze nie zdobedzie webesteem award, ale tez chyba nie kluje w oczy. Niedlugo premiera.
Pogoda jak na poniedzialek niedobra, czyli slonecznie i brak nadziei na deszcz. Ale wytrzymam. Zreszta co innego mam zrobic. Dostalem propozycje pracy w pizzerii. To moze lepiej od razu jechac do Sierra Leone do kopalni diamentow. Albo w UK z Chinczykami zbierac slimaki morskie na plazy.
Klara ma juz prawie 5 kilo, to zasluga cudownego unyta, zakupionego za 45 euro, podajacego sztuczny pokarm z piersi. I skonczyly sie codzienne tortury z butelka, Klara jest pogodna i rozesmiana.
Moje notki stracily swoj poetycki charakter, ale droga w gory dluga, bosniacy przeklinaja, rzuca mna po kabinie, trudno sie skupic. Nastroj nie ten.
Waham sie w sprawie wyborow, ciagnie mnie bardzo, by zaglosowac na Korwina, ale ten Giertych... Spac mi to nie daje. Serio.