środa, 30 stycznia 2008

O jes

pasluszy

Do Tobiego

Tobi, ja mam takie statystyki na blogu zamontowane, że mi tu pokazują zdjęcia z kamer przemysłowych z każdego twojego wejścia. Więc zamiast pęszyć po cichu odezwij się w końcu, bośmy nie rozmawiali od przed świąt.
Pozdrawiam.

wtorek, 29 stycznia 2008

mkbk.it


No i wszystko jasne. Zapraszam i proszę o zgłaszanie komentarzy i usterek. Strona została zrobiona w trzy dni, mogą być literówki, ale miałem strasznie mało czasu. Mam nadzieję, że jest przynajmniej w 95% ok.

poniedziałek, 28 stycznia 2008

Calamari fritti

Jeśli za czymś tęsknię w mojej poprzedniej pracy, to za obiadami. Niezależnie od tego, jaką to gównianą robotą zajmowaliśmy się danego dnia, kiedy w południe zaczynały bić dzwony, rzucaliśmy łopaty, kilofy, betoniarki i nasz ciężki sprzęt i ruszaliśmy do najbliższej restauracji. Pomijając ostatni okres, kiedy to jadaliśmy u zbankrutowanego burdeltaty, zazwyczaj restauracje były pierwszej, no a przynajmniej 1b klasy.
A w piątki... no tak, w piątki wszędzie podawali calamari fritti. Na które właśnie nabrałem smaku. I właściwie to już postanowione - w piątek około południa ubiorę się w moje robocze ciuchy, przybrudzę gliną i pojadę sobie do Friuli, mojej ulubionej trattorii w okolicy, żeby wciąć się na menu operaio. Bo trzeba dodać, że obiady po 10 euro za dwa dania są zarezerwowane dla roboli - jeśli się wejdzie po cywilnemu, to za to samo jedzenie trzeba zapłacić ze dwa razy więcej.
To się nazywa po naszemu: "sprawiedliwość społeczna".

czwartek, 24 stycznia 2008

Stary Vaio

Co się stało z moim starym Vaio? Pracuję dziś nad tekstami do mojej nowej strony i wciąż sprawdzam coś na google. Ukończyłem właśnie pierwszą część, poszedłem uruchomić żonie tego starego Vaio, żeby mogła mi przetłumaczyć tekst na włoski. Po włączeniu komputer wyświetlił prawidłowo parę komunikatów systemowych, a potem po uruchomieniu Windowsa ekran zrobił się znów czarny.
Jako że cały dzień siedzę na google, więc odruchowo wpisałem w okienko "vaio screen problem".
Pierwszy wynik i od razu trafienie. Oczywiście okazało się, że to problem dość powszechny przy starszych modelach Vaio i że prawdopodobnie to zabrudzona zapadka, blokująca komputer po złożeniu. Wystarczy przedmuchać.

Przedmuchałem. Działa.

Właśnie zaraz mam zamiar zapytać googla, jaki jest sens życia, czy niebo istnieje i czy wolno zaczynać pić piwo już od poniedziałku.

Dolce vita

Dzisiaj też wyrzucałem śmieci, ale nie będę o tym pisał. Napiszę o tym, że wczoraj byłem u księgowego, dowiedzieć się co i jak z moją tutaj działalnością. Podatki we Włoszech są oczywiście takie, że po wyjściu od księgowego musiałem dla uspokojenia wyjść na browca. Ale podobno, podobno jest taka opcja, że zaczynając działalność jako wolny profesjonalista, nie muszę płacić comiesięcznej składki ubezpieczeniowej. W ogóle nic nie muszę płacić co miesiąc. Odbijają sobie kiedy wystawiam fakturę - i też wychodzą na swoje. W sumie zjadają 50% całej sumy wystawionej na fakturze. I tak jest w każdej dziedzinie działalności we Włoszech. To teraz już wiem, dlaczego policja skarbowa jeździ uzbrojona w automaty. Gdyby nie to, ludzie zebraliby się w kupę i pozabijali ich kłonicami. Bo widły są za mało bolesne.

środa, 23 stycznia 2008

Wyrzucając śmieci 1

Wyrzucając śmieci, doszedłem do takiego spostrzeżenia: nic ostatnio mnie nie złości, nie drażni, nie nęka. W takich warunkach dużo trudniej jest pisać bloga - sztuka wymaga konfliktów. Ale mnie zawsze pociągały rzeczy trudne, a nawet i takie, które przez innych uznawane są za niemożliwe. Zbiorę się w sobie jak Rocky 5 i mimo ciągłych powodzeń będę nadal pisał.

A oto co zobaczyłem, jak już doszedłem do kontenera na śmieci (to spory kawałek, ze 300 metrów) i po pozbyciu się balastu odwróciłem się w kierunku domu:W domyśle - jest szansa wyskoku na deski w sobotę, o ile pogoda nie nawali.

Z zupełnie innej beczki - www.deezer.com to naprawdę wspaniała strona. Słucham sobie właśnie Sonic Youth, płyta Sonic Nurse. I nie muszę niczego nielegalnie ściągać, obawiając się później nalotu. Jak to mówią polscy studenci, nękani przez policję: "Bez nalotu, bez kłopotu!".

poniedziałek, 21 stycznia 2008

Najbardziej dołujący dzień w roku

To podobno właśnie dzisiaj. Nie zauważyłem. Ot, co mnie pochłania:

A to dopiero początek!

piątek, 18 stycznia 2008

|bd||bd|

dwie dziewczyny na plaży

czwartek, 17 stycznia 2008

Problemy świata

zostały już rozwiązane, teraz tylko czekać na wdrożenie. Najgorszy sen Arabów i Dabjabusza - nadmuchiwany samochód - jeżdżący na sprężone powietrze. Można za 1.5 euro przejechać 200 km - a moim zdaniem jeszcze taniej - w krajach, gdzie wieje jakiś wiatr, a ostatnio wszędzie wieje, można sprężać nim powietrze za darmo, w dodatku bez pośrednictwa energii elektrycznej, czysto mechanicznie.
Wyprodukują go w Indiach, a ja go kupię jak tylko pojawi się w Europie.

wtorek, 15 stycznia 2008

Vista relief

Dlaczego pali kota?

Czyżby satanista?

Pulpit

Powoli, powoli wraca się do rytmu po świętach. Wczoraj wreszcie udało mi się wstać o 7 rano, dzisiaj wracam do codziennego blogowania.
Jako że praca w Luftwaffe, jak się okazało, nie była mi przeznaczona, wróciłem do mojego ulubionego zajęcia, czyli stronopisania. Mam nawet bluzę z czarnym kapturem, żebym bardziej przypominał mnicha. Na zachętę złapałem dwa zlecenia, już rozglądam się za kolejnymi. Nie powinno być źle, Włochy to kraj słabo spenetrowany przez internet, zwłaszcza prowincja. W każdym razie - ktokolwiek widział, ktokolwiek wie, ktokolwiek ma coś do zrobienia, proszę o kontakt. Polecam się.
Od momentu porzucenia kilofa i łopaty zaczęło mi się tu podobać, nawet jeśli pogoda nawala - a co to będzie, jak spadnie śnieg w Alpach i uda się wyskoczyć na deski... Plan jest więc taki, żeby pozostać tutaj, już nigdy nie wracać do gównianej pracy, tylko rzeźbić swoje. Jak mi to zresztą wielokrotnie doradzano.
Trzymajcie kciuki.

środa, 9 stycznia 2008

wracamy

do punktu wyjścia. Jutro może wreszcie będę miał czas żeby zacząć uzupełniać zaległe notki - mam trochę materiałów ze świąt do wrzucenia.
W domu jak to po dwóch tygodniach nieobecności, nawał pracy, niespodzianki, niespoodzianki...
W każdym razie żyjemy i brniemy do przodu.
Wczoraj wyrwali mi ząb, w którym od kilkunastu lat nieświadom nosiłem kawał igły, zostawionej przez dentystkę sadystkę z Polski. Miałem pisać już wczoraj wieczorem, zamiast tego siedziałem z torbą lodu przyciśniętą do twarzy.
Teraz już jest ok.