sobota, 31 października 2009

gonzo

czwartek, 29 października 2009

Triest

Jesli mialbym wrocic kiedys do Wloch, to tylko do Triestu. Calkiem czysta woda, dlugachne nadbrzeze, kamienie na ktorych mozna sie wygrzewac. Wczoraj bylo tam tak cieplo ze do teraz zaluje, ze sie nie wykapalem.
A i miasto tez porzadne, a nie jakis poludniowowloski bajzel. W razie jakby co - sladami Joyce'a.

wtorek, 20 października 2009

Nie pisze

Nie pisze ostatnio, bo jezdze na rowerze. W sobote smignalem az do Thorpe Park, 23 mile w jedna strone. Przyjemna jazda i przypomnialo mi sie, jak miesiac wczesniej jechalem rowerem na Heathrow po Dime.
Park rozrywki calkiem spoko, tylko kolejki do wszystkiego godzinne. Nawet na hot doga czeka sie pol godziny, a hot dog taki, ze na biwaku po pijaku bym sobie lepszego ugotowal. Za to nagadalem sie z nowym kolega Szkotem, Graemem. Sympatyczny gosc.

niedziela, 11 października 2009

Nowy rower

Kolesie z Evans Cycles okazali sie niepowazni, przez tydzien nie udalo im sie przetransferowac zamowionego roweru z Holborn na Camden. Wyglada na to, ze jak ktos nie kupuje roweru za tysiaka funtow to maja to w pompie. W piatek wieczorem poszedlem anulowac zamowienie i wygarnac im z letka, ale juz na miejscu przypomnialem sobie Jessopsa; ile razy centrala dawala ciala, a my, biedni, nic nie wiedzacy sprzedawcy, obrywalismy za nic. Wiec bez wielkiej afery olalem Evansa i w sobote rano pojechalem do Decathlonu. Tam zupelnie inna spiewka, wszystkie rowery na miejscu, mozna sie przejechac w sklepie, podejsc do kasy, zaplacic i wyjechac. Kupilem superlekka wyscigowke z prosta kierownica. Budzet wytrzymal.

niedziela, 4 października 2009

Brick Lane

Pojechalem na targowisko jumy na Brick Lane szukac mojego roweru. Omal przy tym sam sie nie skusilem na czarna jumana kolazowke w niezwykle koszernej cenie 100 funtow, nowka jak ze sklepu. Ale jednak dobre wzorce wyniesione z domu wziely gore; i dobrze. Rower nowy odbieram w srode, zarejestruje, ubezpiecze i omotam lancuchem.
A w Londynie bez roweru jak bez reki.
Cudaki na zdjeciu przypadkiem, akurat sie nawineli na kaszbahu.

czwartek, 1 października 2009

Bez roweru

Jakis ciezki kretyn ukradl mi rower spod domu. Rower po roku ciezkiego jezdzenia byl juz mocno wyryrany, trzeba wiedziec na ktorym biegu jak nacisnac zeby zebatka nie przeskakiwala, inaczej mozna sobie leb rozwalic. Czego nowemu wlascicielowi serdecznie zycze.
A przez to ja znow w nocnym autobusie.