piątek, 31 sierpnia 2007

Przerywnik muzyczny

free music

Fire walk with me

Znalazłem właściwe określenie miejsca, w którym się znajduję. "Z Archiwum Przystanku Twin Peaks".
Takie dni jak dzisiaj, wypełnione do połowy rozpaczliwym poszukiwaniem zajęcia, kiedy jestem w pracy, a potem gorączkowymi próbami upchania w kilku pozostałych godzinach całej reszty mojego życia, plus dziwne akcje w stylu nagłe robienie fotografii komuś do dowodu osobistego na jutro na rano, o czym dowiaduję się, pospiesznie połykając kolację, na którą wróciłem pędząc motorem prosto z lekcji włoskiego, która odbywała się w pobliskiej szkole podstawowej, zamienionej na internat dla kilkunastu zespołów folklorystycznych z Francji, Węgier, Słowenii, które przyjechały do mojej wsi na tygodniowe występy z okazji święta patrona, o którym to święcie jeszcze napiszę. I wierzcie mi, nic a nic nie koloryzuję. Czy muszę dodawać, że robię to wszystko trzymając na ramieniu małą Klarę, która zaczyna się wściekać, kiedy tylko zauważa, że nie poświęcam jej całej mojej dostępnej uwagi. I to jest akurat w tym wszystkim najfajniejsze, bo mała wścieka się prawie tak słodko jak jej mama.

Gdzieś pisało, że z okazji Dnia Bloggera mam polecić pięć blogów innym. No to już, w kolejności:

mydziecisieci.blog.pl - pierwszy blog jakiego w ogóle w życiu widziałem, wypaczył moje pojęcie o tej formie aktywności literackiej na zawsze. i dzięki mu za to.

czerski.art.pl - czasem jest czerstwy, ale pisze bez błędów i napisał też najlepszą książkę o Papieżu, jaką czytałem. Jedyną książkę o Papieżu, jaką czytałem, ale to w zasadzie nieistotne.

nowyszamanizm.salon24.pl - ten facet ma coś naprawdę ciekawego w głowie.

gizmodo.com - uwielbiam gadżety, nawet nie mieć, ale oglądać.

damianchrobak.blogspot.com - bo mnie zżera tęsknota za Londynem.

czwartek, 30 sierpnia 2007

@linka ratuje mlodych Polakow na obczyznie

Dzis od rana w robocie wszyscy zli jak skurwesyn. Zoran, ze rozcial pakiet rur, a szef mu nie powiedzial, ze nie ma rozcinac. Szef, ze Zoran rozcial pakiet, choc nikt mu nie powiedzial, ze ma rozciac. Mladen, ze Zoran go opierdolil za nic i "Jebem ti matku" mu powiedzial.
I tylko ja od rana jestem wyluzowany jak dredziasty rasta na Brixtonie. A powod jest taki, ze mi @linka w prywatnym mailu swoje zdjecia topless przyslala.
A tymczasem w gorach rozpetala sie burza i chyba zaraz bedziemy wracac do bazy. Co mnie niezmiernie cieszy.

środa, 29 sierpnia 2007

Bośniacy

Bośniacy - czereśniacy, jak sie kłócą, a robią to 7-8 razy dziennie, to mówią do siebie: "Jebem ti matku", co jest o tyle zabawne, że są to rodzeni bracia.

Komentarza technicznego nadszedł czas - tę notkę piszę na kompie, więc z polskimi znakami. Normalnie wklepuję notki w ciągu dnia na mojej N70, bo po powrocie do domu to zajmuję się żoną i dzieckiem i mam tylko chwilę na przekopiowanie tekstu. Poza tym, notki pisane na gorąco, chociaż są zupełnie surowe pod względem stylu, to jednak są bardziej autentyczne. Jak wracam do domu to już zupełnie inaczej o wszystkim myślę.
Pojawiające się fotki to zwykłe pstryczki, których jedyna wartość jest taka, że robię je w tym samym czasie i miejscu, kiedy piszę notkę.

No i tyle sobie popisałem, rozryczała się mała Klarcia. Pa.

poniedziałek, 27 sierpnia 2007

Wojownik

Sam nie wiem jeszcze, czy wesprzec Imperium czy sily Rebelii. Tymczasem cwicze na sucho, na trawie.
27.08.2007, 07:34

Rok temu z okladem bylem pewien, ze nie ma nic bardziej zajebistego na swiecie niz mieszkac w malej wiosce u podnoza Alp, posrod winnic, blisko morza. Cudowne widoki, klimatyczne lokalizacje, zamki, gorskie rzeki. Podobny blad popelnil kiedys Thor Heyerdahl, kiedy razem z zona wyniosl sie na egzotyczna wyspe, szukac szczescia wsrod prymitywnych tubylcow. Po roku zwiewali stamtad z podkulonymi ogonami, a nikt przeciez nie powie, ze koles byl za miekki. Miejsca interesujace na wakacje niekoniecznie sa fajne na stale zamieszkanie. Dzis nie jestem nawet pewien, czy na wakacje bym tu przyjechal.
To w ogole ciekawy problem jest w dzisiejszych czasach - wybor miejsca zamieszkania. Granice otwarte, z glodu raczej nigdzie w Europie sie nie zdycha, jakas robote mozna znalezc podobno nawet w Polsce. Trzeba brac pod uwage zupelnie inne rzeczy, o ktorych kiedys w ogole sie nie myslalo.
W Londynie z jakiegos powodu czulem sie dobrze na codzien, a czesto bylo mi wrecz bosko. Moze to ukryty gdzies w glebi mnie maly chlopiec, wychowany w lesie, ktory dotad widzial tylko z rzadka smierdzace Burkina Faso, zachwycal sie co dzien kolorowymi swiatelkami wielkiej metropolii. Ale mysle, ze to cos wiecej bylo.
Tutaj nie jest zle, gdyby patrzec obiektywnie. Tylko ze ja nie moge patrzec obiektywnie, bo ogladam to wszystko przez te dwie kamerki z przodu twarzy i one chca, zeby migaly czerwono dwupietrowe autobusy, zeby dredziasci rasta sciemniali na Camden, kolorowe tlumy przelewaly sie w metrze. I analogicznie jest jesli chodzi o pozostale zmysly.
A polenta to jedyne danie swiata, co do ktorego wiem, ze nie jestem w stanie go przelknac. Nie probowalem do tej pory zupy z baranich jader, moze to bylby numer dwa. Ale potwierdzona jest tylko polenta. A wiele rzeczy przeciez jednak, wiedziony ciekawoscia, zakosztowalem.

niedziela, 26 sierpnia 2007

Nad strumieniem

26.08.2007, 14:53

Jestesmy nad slonecznym, gorskim strumieniem. Francesca siedzi z Klara w cieniu drzew i czyta ksiazke, a ja opalam sie na wielkich kamieniach. Przed chwila poszedlem sie kapac na glajca, bylo bardzo przyjemnie, chociaz woda lodowata. Teraz slucham nowej plyty Kings of Leon. Rozluzniam sie. W okolicy jest troche ludzi, ale wszyscy trzymaja odpowiedni dystans. Nie widac nikogo, slychac tylko czasem cichutko samochod albo szczekanie psa. To jest jedna z tych krotkich chwil, kiedy lubie to miejsce. Jutro niestety wracam do pracy i bedzie to ciezki powrot.
Od jutra zaczynam szukac innego zajecia. Jesli mam przetrwac ten rok, musze znalezc normalna prace gdzies wsrod ludzi, zrobic jakis kurs, wpompowac troche akcji w to monotonne zycie. Spedzic troche czasu w miescie. Poznac w koncu kogos w moim wieku, kompana do wypicia piwa i do pogadania. Trudno mi uwierzyc, ale przez caly rok nie poznalem tutaj naprawde nikogo. Wszyscy tu znaja sie od dziecka. Ci, ktorzy interesowali sie troche swiatem, dawno wyjechali. Zostali ci, ktorym dobrze wsrod stale tych samych kilku twarzy, ktorzy lubia jesc w kolko to samo jedzenie i bawic sie zawsze w ten sam sposob. Ostatni obcokrajowcy, ktorzy mieszkali w mojej wsi, to byli przywiezieni tu przez hitlerowcow ukrainscy Kozacy, ktorzy skonczyli bardzo marnie. A teraz wszyscy mnie pytaja, czy znam jakies kozackie piosenki. Taka jest ich idea obcokrajowca.

sobota, 25 sierpnia 2007

Centrum

25.08.2007, 16:46

Najwieksze centrum handlowe calego regionu Friuli. Pomimo, ze wszystkie inne miejsca wciaz sa opustoszale z powodu wakacji, tutaj, jak zawsze, tlumy. Mielismy wiekszy niz kiedykolwiek problem z parkowaniem, ale wlasnie dzieki temu odkrylem nowy parking, blisko tylnego wejscia. Jeszcze niewiele osob go zna, wszyscy czatuja na okazje przy wejsciu glownym.
Teraz czekam ze spiaca Klara pod schodami, a Francesca wymienia swoje ostatnie zakupy w H&M. Ja obserwuje ludzi. We Wloszech to jedno z niewielu miejsc ktore znam, gdzie moge oddawac sie temu mojemu ulubionemu zajeciu.
Za to najbardziej kochalem Londyn - za nieprzerwany karnawal, za przedstawienie, ktore moglem podziwiac o kazdej porze dnia i nocy.
Za to kochalem Londyn najbardziej, ale nie tylko za to. W Londynie czulem, ze jestem dokladnie tam, gdzie byc chce i gdzie byc powinienem. I od pierwszego dnia marzylem, ze wlasnie tam wychowam moje dzieci. Nie wiem dlaczego w pewnym momencie wydalo mi sie, ze skoro tam jest dobrze, to bedzie mi sie podobalo rowniez we Wloszech.

piątek, 24 sierpnia 2007

Szyba

24.08.2007, 13:40

Urlop sie konczy, a mnie dopada przemozna chec ucieczki do Irlandii, gdzie siedzi Dima i oferuje mi prace. I gdybym nie mial corki to wlasnie drukowalbym bilet Ryanair dla mnie i dla zony. A tak, zamiast tego, wstawiam szybe w drzwi, bo wypadla wczoraj przy dyskusji.
Zdecydowanie chce zaznaczyc, ze nieprawda jest, co mowia niektorzy, ze wszedzie jest fajnie i czlowiek inteligentny wszedzie sobie znajdzie wlasny kat. Sa na tym swiecie miejsca nieznosne i powinienem byl o tym pamietac, ja, ktory jestem z Polski. Tymczasem wpakowalem sie w gowno na dwa lata, przy czym jeden rok wciaz zostal z tego do odgarowania. I pojecia nie mam, jak przez to przebrne.

czwartek, 23 sierpnia 2007

Szczepienie

23.08.2007, 11:00

Lato konczy sie w brzydkim stylu: codziennie pada deszcz. Zaloze sie, ze slonce wyjdzie natychmiast jak tylko wroce do pracy.
Ostatni tydzien urlopu spedzam z Franci i Klara po urzedach i przychodniach; odrywanie papierowego numerka, wyswietlacz z czerwonymi zaroweczkami, czekanie. Dzisiaj na przyklad bylismy z Klara u szczepienia. Zniosla je nadspodziewanie dobrze, zaplakala tylko w momencie uklucia. Dzielna po tacie.
Aby zakonczyc jakims milym akcentem, przedstawiam zdjecie mojego wczorajszego obiadu: jako mieso wystapila sztuka wolowiny, jako surowka - cienko krojony boczek. Wszystko razem bylo przepyszne. Dzisiaj dla odmiany pasta.

wtorek, 21 sierpnia 2007

We wloskim urzedzie

21.08.2007, 12:18

Jestesmy w urzedzie do spraw macierzynstwa w Udine. Czekamy na nasza kolej do okienka; siedzimy w przestronej sali, wypelnionej prawie w polowie Afrykanami. Zastanawia obecnosc straznika z bronia ostra. Pewnie gdybym probowal zrobic zdjecie, dostalbym kulke miedzy oczy.
Jest spore zamieszanie z numerkami, ludzie wychodza, potem wracaja gdy ich kolej minela, spieraja sie kto nastepny albo staja na samym srodku sali, niesmialo drobiac w miejscu, mnac w reku niekompletne dokumenty.
W koncu nadchodzi godzina przerwy obiadowej. Jak za dotknieciem czarodziejskiej rozdzki, urzednicy przyspieszaja prace. Dziesiec ostatnich numerkow zostaje zalatwionych w dziesiec minut.
Na samym koncu jestesmy my. Francesca ledwie ma czas usiasc na krzesle, kiedy pan wrzuca jej papiery do plastikowego korytka i mowi, ze to wszystko.
Bardzo, bardzo jestem ciekaw czy nasza sprawa nie zaginie gdzies po drodze.

poniedziałek, 20 sierpnia 2007

Deszcz

20.08.2007, 11:27

Pada deszcz. Dzis jakos wybitnie mi to odpowiada.
Zalozylismy wlasnie w banku konto dla Klary. Coraz mocniej dociera do mnie, ze zostaniemy we Wloszech na stale. I wlasnie dzisiaj, o dziwo, ta mysl nie jest dla mnie przykra. Chociaz pada deszcz; a moze wlasnie dlatego. Po tym, kiedy mily pan w banku roztoczyl przed nami dziesiecioletnia perspektywe zyskow, ogarnal mnie dziwny spokoj. Tak jak w piatek, kiedy weszlismy na poklad promu, zajelismy miejsca w wygodnym boksie i uswiadomilem sobie, ze wreszcie mam dwie godziny spokoju i chocbym nawet chcial sie na cos specjalnego wysilic, to teraz nie moge. I dziwnie dobrze mi z ta mysla bylo. Czuje, jak z dnia na dzien zmieniam sie w kogos, kim jeszcze nigdy przedtem nie bylem. Moze te czeste ataki paniki i zlosci, ktore mnie ostatnio nekaja, to ostatnie podrygi zanikajacej, poprzedniej osobowosci.
Jest jeszcze inna mozliwosc, ktora jest tak interesujaca, jak i niepokojaca: moje samopoczucie zmienia sie wraz z calkowicie odmienionymi nawykami zywieniowymi. I kiedy poslusznie podazam sciezkami nowej diety, to czuje sie doskonale. A kiedy cos znow z jedzeniem nabalaganie, dopada mnie przygnebienie i zlosc.
Czy jestem w stanie sprawdzic, ktore z tych przypuszczen jest prawdziwe?

sobota, 18 sierpnia 2007

Po powrocie

18.08.2007, 23:07

Wrocilismy. Wakacje byly ok, bez rewelacji, ale wystarczajaco przyjemne. Najlepsze jest chyba to, ze uswiadomilem sobie, jak bardzo porzadna jest ta czesc kraju, w ktorej mieszkamy. Neapol i Ischia sa brudniejsze i bardziej zagracone niz najgorsze dzielnice Londynu.
W pociagu w drodze powrotnej poznalem sympatycznego Ukrainca Maxima, ktory mieszka we Wloszech juz szesc lat. Twierdzi, ze z roku na rok jest coraz gorzej, planuje wraz z zona Polka wyjazd do Polski. Te dwa kraje za jakis czas beda w tej samej lidze. To nie jest dla mnie dobry znak.
Wieczorem zabralem Francesce na przejazdzke motorem, Klare zostawilismy pod opieka babci. Zlapalismy przyjemna magiczna godzine, jesli chodzi o swiatlo i w ogole. Jutro natomiast czeka mnie porzadkowanie bagazy, a potem aktualizacja bloga. Pracowita niedziela.

piątek, 17 sierpnia 2007

Ostatni dzien

17.08.2007, 10:51

Ostatni dzien na wyspie, jestem ostatni raz na plazy. Sam. Mysle, ze wlasnie teraz bylbym gotow pogodzic sie z tym miejscem. Wrocimy tu pewnie kiedys, w koncu mamy tu rodzine, ktora jest calkiem mila. Ale ja nadal musze szukac mojego cienia.

czwartek, 16 sierpnia 2007

Fajerwerki

16.08.2007, 10:30

Wieczorem zona Sergio ze swoja mlodsza siostra zabraly mnie na plaze Maronti. Atmosfera prawie jak u nas na gwiazdke. Zjadlem druga juz tego dnia kolacje z cala ich rodzina. Jedlismy owoce morza. Na plazy grupy mlodych ludzi bawily sie przy ogniskach. Wesolo, ale bez pijackich wrzaskow i bijatyk. To mi sie najbardziej we Wloszech podoba - calkowita nieobecnosc cywilnego bandytyzmu, ktorym cala Polska stoi. Na niebie swiecily gwiazdy, a na morzu lodzie. Woda byla spokojna i bardzo ciepla. Po kapieli ogladalismy fajerwerki. Potem niestety musialem wracac, bo zostawilem Francesce sama z dzieckiem.

środa, 15 sierpnia 2007

Pietnastka

15.08.2007, 09:30

Dzis swieto lata, srodek wloskiego sezonu urlopowego. Jedziemy na plaze, ale bedziemy uciekac wczesnie, aby uniknac tloku. Chcielismy rowniez wczesnie wyjechac, ale Klara miala swoj wlasny plan w tej sprawie, a z dwumiesiecznym dzieckiem trudno dyskutowac. W wiekszosci spraw to ona ma teraz decydujacy glos. Nasza rola sprowadza sie do tego, by miec czyste pieluchy na zmiane, gdziekolwiek bysmy nie byli. Ale slodka to jest niewola.

wtorek, 14 sierpnia 2007

S. Angelo

14.08.2007, 15:30

Fascynuje mnie zdolnosc tutejszych ludzi do plynnego i blyskawicznego przechodzenia od stanu wscieklej furii do pelnego luzu. Wczoraj na plazy kolejna wielka scena, tym razem pomiedzy doroslymi kobietami, dzisiaj w autobusie dzika klotnia pasazera z kierowca, ktora w PL skonczylaby sie bez dwoch zdan laniem po mordach. A tu - po chwili wrzasku - spokoj i relaks. Tez bym tak chcial umiec.
Dzis pierwszy raz bylismy w miejscu ciekawym do nurkowania - klarowna woda i kamiene wysepki. Niestety nie zabralem dzis maski, zniechecony ogolnie kiepskimi warunkami na wyspie. Jak pech to pech. Ale wysepka S. Angelo nawet na powierzchni jest calkiem urocza. A dzieki dobrze wybranym godzinom wyjazdu i powrotu, dojechalismy szybko i bez scisku.

poniedziałek, 13 sierpnia 2007

Ogrody Posejdona

13.08.2007, 8:15

Z ostatnich dni wrazenia coraz bardziej mieszane. Beznadziejny, przepelniony transport utrudnia nam wypoczynek, wszak wszedzie jezdzimy z dzieciecym wozkiem. W sobote bylismy we wspanialych Ogrodach Posejdona, spedzilismy dzien w basenach termalnych i na czystej plazy, w malowniczej scenerii skalnej, jednak dwugodzinny powrot popsul troche wrazenia.
Prawda jest taka, ze nigdy z wlasnej woli nie pojechalbym na wakacje w szczycie sezonu. Niestety polityka urlopowa tego kraju jest wlasnie taka. Zamyka sie wszystko na trzy tygodnie w sierpniu i koniec. Kolejna wloska glupota.

piątek, 10 sierpnia 2007

Wyprawa

10.08.2007, 19:30

Okrazylem dzisiaj wyspe na skuterze. Pogoda byla akurat na robienie zdjec - troche chmur, na morzu fale. Niestety w wielu miejscach z ciekawymi widokami po prostu balem sie zatrzymac z powodu szalonego ruchu. Wypozyczylem Vespe 125, dosc mocna i wystarczajaco szybka. Moj Scarabeo bylby niewygodny przy tutejszym stylu jazdy - wciskanie sie na grubosc lakieru miedzy auta. Wieczorem w okolicach portu ruch byl wiekszy niz na Oxford Street w godzinach szczytu. Na koniec zlapal mnie deszcz. Za to wiem juz, ktora plaze na wyspie odwiedzic nastepna. Skuter musze oddac jutro o 9 rano. Planuje poranny wyjazd na plaze, by zlapac wschod slonca.

środa, 8 sierpnia 2007

Rybka

8.08.2007, 13:00

Dwoch malych chlopcow na plazy - gruby i chudy. Bawia sie w wodzie. Chudy lapie malenka rybke i wklada ja grubemu do ucha. Ten z placzem skarzy sie matce, brazowej, ciemnowlosej, z wielkim biustem. Matka zaczyna okladac obydwu z otwartej, robiac wrzask na cala plaze, przy czym nie wyciaga z ust dymiacego wciaz szluga. Reszta poludniowcow na lezakach spozywa przedstawienie na zimno, jak chlodnik z botwinki. Chocby dla tej sceny warto bylo odwiedzic poludniowe Wlochy.

Plaza

8.08.2007, 11:10

Jestesmy na wspanialej plazy. Przestronna, rozlegla, rozpieta miedzy wzgorzami, z widokiem na zamek na wyspie. Morze glebokie juz przy brzegu, mozna nurkowac. Moj nastroj od razu sie poprawil. Woda nie taka jak na Lipari, ale nie brakuje wiele.

Ischia

8.08.2007, 08:30

Ischia jest przepiekna, choc w sierpniu niesamowicie przeludniona. Wczoraj bylismy na plazy, ale przy takim tlumie, w szeregu parasolek, nie byla to specjalna przyjemnosc. Na szczescie nasi gospodarze znaja lepsze miejsce, jedziemy tam dzisiaj.
Komunikacja na wyspie to prawdziwa katastrofa - nigdzie nie da sie chodzic, wszedzie skutery i auta. Dzieki Bogu sa malenkie autobusy, jezdzace dookola wyspy. Malo zabawne, ale bezpieczne.
Dzis mam nadzieje wreszcie ponurkowac.

poniedziałek, 6 sierpnia 2007

Siesta

6.08.2007, 18:30

Jestesmy na miejscu. Gosci nas starsze, sympatyczne malzenstwo, dalsza rodzina Franceski. Mili i bardzo religijni, od razu zagaduja o Papiezu. Po doskonalym obiedzie namowili nas na sieste - mieli racje. Po 12 godzinach w pociagu, godzinie czekania na wodolot, 45 minut rejsu w duzym scisku, kolejnej szalonej przejazdzce po pelnych skuterow i aut ulicach Iskii - bylismy zmeczeni. Teraz troche wypoczelismy, za chwile ruszamy na rekonesans.

Neapol

6.08.2007, 11:05

Neapol - kompletne szalenstwo. Tlum ludzi, na ulicach samochodowy chaos. Jazda taksowka do portu byla duzym przezyciem, nie obowiazuja tu zadne zasady ruchu. Nasz kierowca, mlody, sniady poludniowiec, bez zadnej emocji wymuszal pierwszenstwo, wciskal sie miedzy auta i pieszych oraz przejezdzal na czerwonym. Co ciekawe, jego bialy Fiat nie mial na sobie zadnego otarcia ani rysy. Wyzsza sztuka.

Segregacja

6.08.2007, 08:05

Pociag do Neapolu. Biali siedza w przedzialach, czarni na korytarzach. Niby dlatego, ze nie wykupili miejscowek, ale dziwnie. Im bardziej na poludnie, tym bardziej kolorowo na stacjach. Jednak tutejsi imigranci sa inni niz ci w UK. Niezintegrowani, niesmiali, przestraszeni. Tak jak ten pan na zdjeciu.

niedziela, 5 sierpnia 2007

Kuferek zrychtowany

5.08.2007 - 18:06

Jesteśmy już z grubsza spakowani. Jedziemy dzisiaj o 22, będziemy na miejscu koło dziesiątej rano. Na szczęście bez przesiadek.
Bardziej jednak jestem podekscytowany wiadomością, że jeden z moich najlepszych kumpli z Polski we wrześniu wyjeżdża do Anglii. Zabierał się do tego od jakiegoś czasu, w końcu chyba żona go zmobilizowała. Czuję się prawie tak, jakbym to ja miał tam jechać. Mógłbym bez końca z nim o tym gadać, udzielać mu wskazówek i porad, ale musiałem sam sobie przerwać w pewnym momencie. To ich wyjazd.
Ja tymczasem jestem tu i zaczęły się właśnie te trzy dobre tygodnie w roku. Będę starał się je przeżyć jak najbardziej.

Będę pisał notki i robił zdjęcia za pomocą Nokii, tak jak do tej pory. Jeśli nie znajdę internetu tam, to potem wrzucę wszystko hurtowo na bloga jednego dnia.

sobota, 4 sierpnia 2007

Urlopu dzień pierwszy

4.08.2007, 20:12

Wlochy podczas urlopu to calkiem przyjemny kraj. Pogoda zazwyczaj doskonala, krajobrazy z najwyzszej polki. Jak sie ma motor i troche wolnego czasu, mozna pouzywac. Wciaz meczy mnie tylko jedno pytanie - czy warto przez caly rok wykonywac prace, ktorej sie nie znosi i wiesc zycie, ktore w sumie jest mi obce, po to, by miec szesc tygodni urlopu w takim wlasnie kraju. W UK czulem sie doskonale prawie codziennie, choc mialem duzo nizszy standard zycia i teoretycznie mniej wolnego czasu. Tutaj jest mi tak sobie przez caly rok i bardzo, bardzo dobrze przez kilka tygodni.
Jedno tylko jest pewne - tu i tam jest duzo lepiej niz w Polsce.

Amber

3.08.2007, 23:00

Nie pamietam ile razy to czytalem, dziesiec, moze dwanascie... Gdyby byla tabletka, po zazyciu ktorej zapomina sie tresc ksiazki, zaplacilbym za to, by moc przeczytac to jeszcze raz po raz pierwszy. "Kroniki Amberu" Rogera Zelaznego zmienily moje zycie; bo przeciez coz innego teraz robie jesli nie wedruje przez cien, w poszukiwaniu wlasnego miejsca. Tak jak Corwin - dodaje troche gor, zmieniam kolor nieba, przywoluje blizej morze... Ostatnio wydaje mi sie, ze moj Amber jest gdzies blisko Triestu. Od pierwszej wizyty cos mnie tam przywoluje i nie jest to tylko morze i kamienisty brzeg. W tym miescie unosi sie duch czegos, czego nie potrafie nazwac. Nie udalo mi sie tez na razie uchwycic tego aparatem ani kamera. Ale wciaz probuje.

piątek, 3 sierpnia 2007

3.08.2007, 8:30 rano

Albo jedzenie, albo praca! Przypomniala mi sie cudowna scena z filmu Barei - pani z truskawkami w okienku urzedu. Begerowska twarz, wyrazajaca jednoczesnie poczucie urazy jak i wyzszosci, wzgarde i swiadomosc wlasnej wladzy.
Swoja droga - niezly tydzien. W poniedzialek zaczalem jako pracownik fizyczny, w czwartek zostalem gryzipiorkiem i przetrwalem tak do piatku, a od jutra urlop i wakacje nad morzem.
Zmiany, zmiany...

czwartek, 2 sierpnia 2007

2012 czy 2050?

2.08.2007, 10:37

Kalendarz Majow konczy sie 21 grudnia 2012 roku; niektorzy upatruja w tej dacie konca swiata. Mnie jednak uspokaja fakt, ze firma w ktorej obecnie pracuje, a dla ktorej dzis wykonuje dla odmiany prace biurowa, jest zarejestrowana we wloskim urzedzie skarbowym az do 31 grudnia 2050 roku. Swiat bedzie wiec trwal przynajmniej do tego dnia, bo wloski fiskus zawsze ma racje - nawet wtedy, gdy sie myli. I radzilbym z tym nie polemizowac, bo Majow juz nie ma, a Guardia di Finanza jest i jezdzi po kraju uzbrojona w pistolety maszynowe.

środa, 1 sierpnia 2007

1.08.2007 - 17:00

Wracamy do bazy po calym dniu pracy. Jestem brudny i zmeczony.
Przebijamy sie przez kamienisty grunt - dzis rano pekl ciezki mlot pneumatyczny. Zdawalo sie, ze skaly w zetknieciu ze stala poddaja sie bez walki. A jednak z kazdym skruszonym kamieniem cos slablo w strukturze metalu, az w koncu na kolejnym zwyklym kamieniu - pekl. Wiec i ja nie bede sie poddawal, az w koncu rozbije wiazaca mnie klatke.

1.08.2007 - 08:00 rano

Słoneczny poranek. Jedziemy do pracy kretą górską drogą. Jeszcze nie jest gorąco. Mijamy senną wioskę nad potokiem. Zoran zatrzymuje furgonetkę pod barem i idzie napić się kawy. Jak zwykle sili się na przyjacielskie pogaduszki ze wszystkimi. Na szczęscie do urlopu jeszcze tylko trzy dni. Coraz trudniej jest mi znosić tych Serbów. Wraca po chwili i znów ruszamy. To będzie długi dzień.

Północne Włochy, koniec lipca

Gorace, wloskie lato. Po poludniu wjezdzamy furgonetka do warsztatu samochodowego, by zmienic opony. Obsluguje nas facet o wygladzie mlodego Rona Pearlmana. Ze stojacego gdzies w kacie radia, poprzez halas sprezarek, zaczyna sie przebijac "Samba Pa Ti" Santany. Brakuje tylko butelki cieplej oranzady. Odlot...