środa, 16 lipca 2008

Man kann singen, man kann tanzen, aber nicht mit Pakistancen

Landlordowi Pakistańcowi bacz, abyś za ostatnie dwa tygodnie nie zapłacił, albowiem od wydania depozytu uchylać się niechybnie będzie. Tedy też depozyt, jeśli dwutygodniowy, z dwutygodniowym wyprzedzeniem wymieszkiwać trzeba zacząć.

Dnia pierwszego, gdy Pakistaniec zadzwoni po pieniądze, trzeba powiedzieć, że w pracy się zostało dłużej i wypłacić nie było jak.
Za drugim razem, że bank przelewu nie chce zrobić.
Za trzecim, że pieniądze już są, tylko idą tak długo bo pani na poczcie zły numer wpisała.
Za czwartym, piątym i szóstym razem nie odbierać telefonu.
Za siódmym razem powiedzieć, że telefon się zgubiło w autobusie i dopiero teraz się znalazł, że pieniądze już czekają. Z domu wyjść, telefon wyłączyć, niech Pakistaniec w drzwi wali.
Za ósmym, że nie wiemy, o co chodzi. Pieniądze są na koncie, tylko bankomat na ulicy nie działa, a najbliższy jest 20 minut autobusem.
Potem, że się wsiadło w zły autobus i pojechało na odległą dzielnicę. Bankomat jeszcze bardziej nie działał.
Potem, że jedziemy z pieniędzmi, ale autobus stoi w korku.
Metro nie działa. W rowerze dętka przebita.
Ściemniać.
Powinno wystarczyć na dwa tygodnie.

sobota, 12 lipca 2008

Jestem Polakiem z Pokolenia L

Generation L

PS A z zupełnie innej beczki - to ostatni chyba wpis z tego miejsca. Zamieniam kolorowy, rozkrzyczany East Ham na dostojne Kilburn, któremu przecież też nie brakuje egzotyki. A Kilburn High jest jedną z moich ulubionych ulic w Londynie.

Jutro pierwszy wpis z nowej homolokacji.

wtorek, 8 lipca 2008

Habibi habibi

Z tego, że dzielę mieszkanie z Muslimami, mam w zasadzie same korzyści; raz, że muzykę na żywo grają mi za darmo (choć fakt, że czasem w najdziwniejszych porach dnia i nocy) a dwa, że jak kradną jedzenie, to przecież nie wszystko: piwo mi zostawili, bo im pić nie wolno, oraz pulpety, bo nie doczytali biedaki, że też z kurczaka, a nie ze świni. Polacy, gdyby już poszli na taki numer jak czyszczenie szuflady, zaczęliby od piwa, a zostawić toby mi mogli może pire ziemniaczane (którego i tak nie planowałem więcej jeść, bo jakieś dziwne było).
A zupek chińskich zupełnym przypadkiem nie wypakowałem w kuchni, więc też się ostały.

sobota, 5 lipca 2008

Kuba jeszcze raz

Wydawało mi się, że to zmarnowane zdjęcie, ale po przekadrowaniu...

Poza tym to szukam na gwałt mieszkania dla całej mojej rodziny, a po godzinach tworzę stronę internetową dla norweskiego stolarza, który kupił sobie aparat Mamiya i postanowił zostać fotografem. Z niezgorszymi nawet rezultatami. Nazywa się Aandahl i już dla samego tego nazwiska chce mi się pracować - brzmi to jak nazwisko jakiegoś kultowego, podziemnego fotografa, którego warto mieć w portfolio.

Spędziłem dziś przemiłe popołudnie na Kilburn High; jest to jedna z moich ulubionych ulic w Londynie. Z pozoru zwykła wielokulturowa mieszanka, jakich wszędzie tutaj pełno, niby to samo mam na East Hamie - ale na Kilburn proporcje wydają się być jakoś lepiej dobrane, kolory bardziej harmonijnie wymieszane, odpowiednia szerokość ulicy, kamienice z polotem... No po prostu trzeba zobaczyć, żeby zrozumieć.
Na Kilburn spędziłem kilka z najlepszych miesięcy mego życia, mam do tego miejsca dużo ciepłego uczucia. Właśnie tam szukam mieszkania dla naszej trójki (a wkrótce czwórki).