wtorek, 21 sierpnia 2007

We wloskim urzedzie

21.08.2007, 12:18

Jestesmy w urzedzie do spraw macierzynstwa w Udine. Czekamy na nasza kolej do okienka; siedzimy w przestronej sali, wypelnionej prawie w polowie Afrykanami. Zastanawia obecnosc straznika z bronia ostra. Pewnie gdybym probowal zrobic zdjecie, dostalbym kulke miedzy oczy.
Jest spore zamieszanie z numerkami, ludzie wychodza, potem wracaja gdy ich kolej minela, spieraja sie kto nastepny albo staja na samym srodku sali, niesmialo drobiac w miejscu, mnac w reku niekompletne dokumenty.
W koncu nadchodzi godzina przerwy obiadowej. Jak za dotknieciem czarodziejskiej rozdzki, urzednicy przyspieszaja prace. Dziesiec ostatnich numerkow zostaje zalatwionych w dziesiec minut.
Na samym koncu jestesmy my. Francesca ledwie ma czas usiasc na krzesle, kiedy pan wrzuca jej papiery do plastikowego korytka i mowi, ze to wszystko.
Bardzo, bardzo jestem ciekaw czy nasza sprawa nie zaginie gdzies po drodze.

Brak komentarzy: