czwartek, 13 września 2007

Przyjechala z Polski mama i przywiozla mi ksiazki. Wstyd straszny, ze nie czytalem wczesniej Kapuscinskiego. Na szczescie to jest jeden z tych bledow, ktore latwo mozna naprawic. Zaczalem "Podroze z Herodotem" i od razu cos zaskoczylo. Gdy bylem w Polsce, nie interesowaly mnie takie ksiazki, nikt mi nawet nie powiedzial, ze istnieja. No, moze w szkole mowili, ale szkole traktowalem z nieufnoscia i raczej staralem sie nie sluchac.
Poza tym dostalem Mirka Nahacza. Dziwne jest trzymac w reku trzy ksiazki kogos, kto urodzil sie siedem lat po mnie, w dodatku juz nie zyje. Ja sie dopiero rozpedzam, a gosciu juz jest po skoku.
Siedze w furgonetce, jedziemy w gory. Goscie w domu, a ja w robocie. I teraz to mi bokiem wychodza te trzy bezsensowne tygodnie urlopu. W Anglii wzialbym sobie dwa dni teraz, dzien kiedy indziej, tydzien na swieta. Przez okragly rok mialem poplanowane male urlopiki na kazda okazje. A tu teraz czeka mnie tyra bez przerwy az do gwiazdki.

Brak komentarzy: