piątek, 16 maja 2008

Iron like a lion in Zion

Jak bylo poza Londynem? Przybylem, zobaczylem, wykruszylem sie. Nie po to rzucilem robote w rozwalonej firmie na zadupiu, zeby pracowac dla jeszcze bardziej rozwalonej firmy na jeszcze wiekszym zadupiu. Jak juz cos zmieniac, to na lepsze.

Od dwoch dni szukam pracy w Londynie, trzymajac powrot do Preta jako plan B. Uruchamiam wszystkie kontakty, postanowilem sobie, ze tym razem musze zakonczyc misje sukcesem.

Albo na dnie z honorem lec.

Pogoda zrobila sie bardziej londynska, troche chlodniej, chmurki, czasem pare kropli deszczu. I rowniez to mi sie podoba, bo w Londynie w zasadzie wszystko mi sie podoba. Jezdzenie metrem, pietrowe autobusy, wszechobecny zapach jedzenia i kawy na ulicy, od rana do wieczora.

Dzis zalatwilem juz wysylanie ofert przez internet, teraz wbijam sie w pociag i jade sie pokrecic po miescie, w poszukiwaniu nowych plakatow z robota na wystawach okien.

A to wczoraj, w autobusie nr 15, starym doubledeckerze, chyba tylko na tej linii jeszcze takie jezdza:

Brak komentarzy: