niedziela, 4 listopada 2007

Austria

W sobotę pojechaliśmy odwiedzić Ramonę i Roberta w Austrii. Zabraliśmy ich ulubiony tort, butelkę napitku w prezencie, cały bagażnik rzeczy potrzebnych młodemu małżeństwu z dzieckiem na dwudniowy pobyt i ruszyliśmy.

Trasa z Gemony do Austrii to jeden z ciekawszych fragmentów drogi, jakie widziałem w Europie. Jedzie się przez góry nowoczesną autostradą; po bokach migają stare mosty kolejowe, jakieś miasteczka ukryte w dolinach; stoki są porośnięte gęstym lasem, dopiero na pewnej wysokości wyłaniają się skalne ściany. Nawet przy idealnej pogodzie, w pełnym słońcu, tu i ówdzie unoszą się jakieś mgiełki, wokół szczytów zawsze kłębią się białe kłaczki chmur. Można sobie puścić muzykę Clannad i jeździć tak godzinami.

Wizyta była jak zwykle bardzo sympatyczna, wypiliśmy z Robertem sporo lokalnego piwa, zjedliśmy trochę tradycyjnego austriackiego jedzenia jak pieczone golonki, kapusta, szynka i ciemny chleb. Potem ogarnął nas szał latania maleńkimi helikopterkami, które wyposażone są w celowniki optyczne i mogą się nawzajem zestrzeliwać.
Położono nas spać późno.

Dziś rano po śniadaniu wybraliśmy się na zwiedzanie, zobaczyliśmy najbrzydszy budynek na świecie (albo najładniejszy, zależy co się brało)


Potem pojechaliśmy na
wienerschnitzel, a potem już był czas, żeby wracać.

Napiszę wam, kiedy mi odżyje wątroba. Dieta śródziemnomorska stępiła moją wytrzymałość na świńskie mięso. Chyba już na zawsze będę musiał pozostać przy pomidorkach, oliwkach, ewentualnie delikatnych pulpecikach przy niedzieli (na które mam świetny przepis).

PS Mam jakieś wpisy w N70, ale nie czuję się na siłach, by teraz wrzucać. Cierpliwości.

Brak komentarzy: