sobota, 2 sierpnia 2008

Życie rodzinne wre

i czasu nie ma, żeby pisać. Pracuję jak pracowałem, może nawet jeszcze trochę więcej. Po pracy staramy się całą rodziną nacieszyć Londynem, bo pogoda akurat wspaniała się trafiła na te pierwsze tygodnie, no i Franci wciąż jeszcze na siłach, mimo rosnącego brzuszka. Klara zakochała się od pierwszej chwili w londyńskich parkach, wreszcie ma przestrzeń, żeby bezpiecznie szlifować nowo nabytą umiejętność chodzenia, czy też raczej biegania.

Robimy sporo zdjęć, pomimo obaw zabrałem nawet do parku mój radziecki zestaw fotosnajper, który dostałem w spadku od kuzyna. Obiektyw 300mm na kolbie od pistoletu maszynowego, na moment wzbudziłem panikę wśród wypoczynkowiczów, uspokoili się dopiero po paru minutach. Na pewno nie jest to rzecz, którą można zabrać do centrum Londynu.
Filmu jeszcze nie wywołałem, zostało parę klatek do zrobienia, a tu pogoda siadła, a ja dostałem nadgodziny. Przyjdzie poczekać.

Dostałem transportem samochodowym mój stary rower, wyremontowany przez tatę. Kolarzówka Orkan, jak sama nazwa wskazuje, nosi mnie jak wiatr po ulicach Londynu. Więc i w domu jestem szybciej, i jeszcze stare zakamarki mogę sobie pooglądać. Wczoraj wracałem do domu przez Camden, zrobiłem moją ukochaną trasę nad kanałem, wydaje mi się (może to dzięki pogodzie) jeszcze ładniejsza niż była dwa lata temu.

Dzieje się dużo, czasu by pisać mało, ale jesteśmy w dobrych nastrojach i czujemy się dobrze w tym wielkim mieście.

Brak komentarzy: