niedziela, 27 grudnia 2009

Święta, święta i jeszcze raz święta

bo kto ma dzieciątko ten ma świątko, jak to mówią.

W Wigilię mieliśmy w domu Seghira, który robił za wujka, niespodziewanego gościa i Gwiazdora jednocześnie. Przygotowałem tradycyjne dania wigilijne, więc wszystko było halal i mogliśmy razem ucztować do woli. Później przyszło nawet do piwa i szkockiej, zupełnie nie halal, ale jakoś nikomu to nie przeszkadzało. Posiedzieliśmy prawie do północy przy opowieściach ze stron rodzinnych, jego i naszych. Najbardziej ubawiła mnie historia o cenzurowanej telewizji w Algierii, gdzie można oczywiście oglądać wszystkie filmy, ale niektóre są nawet o połowę krótsze, bo wycina się wszystkie nieodpowiednie treści, głównie nieprzyzwoitości w stylu pocałunki czy nogi odkryte powyżej łydki itp. Serial Dallas polegał na tym, że facet siedział w pracy, dzwonił do domu, szykował się do wyjścia, wychodził, po czym... wchodził z powrotem do biura następnego dnia rano, bo cała reszta, jako nieodpowiednia, zostawała wycięta. Sama radość.

Boże Narodzenie przesiedzieliśmy w całości, świadomie i z premedytacją w domu. Ostatnie dni przed świętami były tak wypełnione obowiązkami i gonitwą, nawet Wigilia odgrzewana w pośpiechu, że trzeba było zwolnić, odpocząć wreszcie. W domu ciężko się chodzi, warstwa zabawek na podłodze zaczyna dosięgać półłydek, więc głównie siedziałem na tapczanie, z gorącym laptopem na klacie, chociaż kaszel już mi prawie przeszedł.

Wczoraj, w drugie świątko, umówiliśmy się z Kosami na wizytę. Kosa zaoferował się przyjechać po nas samochodem w południe, niestety źle wyliczył trasę, wybrał przelot koło centrum handlowego i utkwił na 3 godziny w korku. No ale w końcu dotarliśmy, najedliśmy się, dziewczyny poszalały z kuzynkami i psem, było rodzinnie i świątecznie jak trzeba.

Teraz siedzę w domu z Heleną, Francesca z Klarą pojechały zobaczyć co też na wyprzedażach słychać, a ja zagłębiam się w wyszukiwanie równoległe na Spotify. Sam wymyśliłem ten sport. Polega to na wpisaniu dowolnego słowa do wyszukiwarki - powstaje długaśna playlista wszystkich utwórów, które mają dane słowo w tytule, nazwie albumu czy wykonawcy - a potem należy wysłuchać 10 kolejnych utworów, po czym wpisuje się nowe słowo. Efekty są zupełnie niespodziewane, mieszają się style, natrafiam na rzeczy, których w żaden inny sposób bym nie wyłuskał; chyba nigdy wcześniej nie można było słuchać muzyki w ten sposób. Polecam.

Brak komentarzy: