Miałem zacząć pracę już jakiś czas temu, ale mój komputer uruchomił się 15 minut później niż zwykle, bo instalowały się automatycznie nakładki na Vistę (tak, zgadza się - stary komp jednak jest zbyt uszkodzony, by na nim normalnie pracować). Pan mówi 15, ja mówię 15 - mam 15 minut na wpizdopamiętnika.
Zastanawiam się, po co ktoś w ogóle produkuje nakładki na Vistę, skoro już wiadomo, że jest to system bez sensu i bez przyszłości. Próbuję sobie wyobrazić, jak wygląda praca w tym wydziale Microsoftu, gdzie produkuje się poprawki do Visty i natychmiast staje mi przed oczami sztab niemieckiej armii w kwietniu 1945 roku, tak jak to widziałem na filmie Downfall. Kompletny burdel, co 10 minut przychodzą meldunki o kolejnych katastrofach, ci, którzy już przyjęli do wiadomości, że to koniec, starają się choć jeszcze raz zaszaleć, a za zamkniętymi drzwiami, w małym gabineciku, nabuzowany amfetaminą szef wykreśla kolejne śmiałe plany odwrócenia biegu wydarzeń i powrotu do dominacji nad światem. I wypuszcza w świat kolejne, absurdalne rozkazy, które nigdy nie zostaną wprowadzone w życie. Tudzież kolejne update'y, które niczego nie zmienią, bo też i Vista, tak jak III Rzesza, jest zjebana od podstaw.
Niestety, w przeciwieństwie do filmu Downfall, historia Visty chyba nie skończy się happy endem. Bill, zamiast uczciwie palnąć sobie w garnek z parabellum, pracuje podobno nad systemem operacyjnym z interfejsem graficznym 3D.
Ale ja już wtedy nie będę miał komputera - zamiast tego będę pisał, fotoszopował i montował wideo na telefonie komórkowym.
piątek, 15 lutego 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz